czwartek, 12 maja 2016

Wystarczy ciepły kąt i..... dużo pracy :)

W domu Rafka była spokojna,najlepiej cały dzień przespałaby na kanapie (o ile nikt na nią nie patrzył, nikt jej nie wołał, nikt nie wyciągał w jej stronę ręki...).
Starałam się pracować z nią tyle ile mogłam. Raz efekty były widoczne, innym razem wydawało mi się, że zaczynamy od początku. Do wycierania podłóg też już prawie się przyzwyczaiłam i nie widziałam światełka w tunelu. Mimo to zapewniałam innych domowników, że to minie...
Gorzej było poza domem. W desperacji sięgnęłam nawet po kolczatkę, ale i to się nie sprawdziło, gdyż sunia bardzo szybko potrafiła się z niej uwolnić (tak samo jak z obroży czy szelek).
Wyjścia nadal były stresujące, a spotkania z psami niebezpieczne.
I tak pewnego dnia trafiłam na PSIE SPACERY. Bałam się tego pierwszego razu, ale dostałam duże wsparcie i wskazówki od Amandy. Jeszcze większy strach nadszedł, gdy na miejscu zbiórki zobaczyłam szczeniaka - przecież Rafa jest agresywna w stosunku do szczeniąt :(
Jednak dzięki wsparciu innych osób spacer był udany. Już po kilkunastu minutach mogłam spuścić moją sunię ze smyczy a ta szła krok w krok za mną. Jakaż była moja radość, że nie zaatakowała żadnego psa. 
I tak zaczęła się nasza przygoda :) Ze spaceru na spacer było coraz lepiej, aż któregoś dnia Rafka już nie podążała za mną jak cień tylko biegała z innymi psami.



W domu miała kanapowca a na spacerach prawdziwą strzałę ( w przenośni i dosłownie). 
Rafa spuszczona na smyczy przestała zwracać na mnie uwagę i wielokrotnie podążała za swoim nosem. 
Coś trzeba było z tym zrobić, tylko co? 

Paulina Rudnica - Psia Akademia!!! Oto odpowiedź na wszystkie moje pytania odnośnie psów :D 


O naszych zmaganiach w Psiej Akademii już niedługo :)

poniedziałek, 9 maja 2016

Tak było - ZEEMA

Trzy miesiące po odejściu mojego pierwszego pieska naszła mnie myśl "Chciałabym kolejnego psa". Mając dwa koty, sporą sunię i 3,5 letnią córkę decyzja musiała być przemyślana. Czekała mnie długa rozmowa z mężem... Udało się! Stanęło na psie (zdecydowanie miał to być samiec) z dobrej hodowli. Do rozmowy o konkretnej rasie mieliśmy wrócić później, gdyż było jedno "ale"... mialam sama odłożyć całą, okrągłą sumkę na wymarzonego, DUŻEGO psa.

Los jednak chciał inaczej...
Nie minęło kilka dni jak natrafiłam na ogłoszenie o szczeniaczkach bliżej nieokreślonego pochodzenia. Z postu można było dowiedzieć się, że psiaki zostały uratowane i szukają nowych domów.
Oglądając zdjęcia po raz pierwszy stwierdziłam, że przecież miał być "rasowiec".
Jednak całą noc i kolejny dzień wracałam do tych zdjęć i z każdym kolejnym powrotem czułam jak mój wymarzony "rasowiec"  przenosi się coraz bardziej w czasie...
I stało się! Wybraliśmy samca (to jedno się nie zmieniło) i późnym wieczorem odbyłam z córką kurs po "wilczórka".
Kobieta wyniosła go przed dom, pokazała jakie ma piękne oczy (niebieskie!). Już wtedy byłam kupiona! Zawinęłam maleństwo w kocyk i pół godziny później byliśmy w domu.

Zimar był bardzo spokojny i taaaki piękny.
Piękny.... do czasu wzięcia na ręce, gdyż okazał się dziewczynką! Byłam na siebie zła za to, że nie sprawdziłam tego przy odbieraniu psa. Z drugiej strony kobieta zapewniała, że to samiec a tego przecież nie można pomylić!!!
Krótka narada rodzinna co dalej i Zimar staje się Zimą (później Zeemą).
Jak się niedługo okazało kobieta nie tylko co do płci była nieszczera (choć za to przeprosiła i przeniosła winę na swojego ojca, który "źle sprawdził"). Okazało się jeszcze, że psiaki nie zostały uratowane, a urodziły się na ich podwórku z połączenia suni w typie husky i psa w typie owczarka niemieckiego....
Po kąpieli wyszedł kolejny problem... z małej główki 2 kg szczenięcia zdjęłam ponad 30 pcheł. Na pierwszej wizycie u weterynarza kolejne "super" wiadomości: maleństwo jest strasznie zarobaczone, odwodniowe i trochę niedożywione.
Na szczęście szybko się ze wszystkim uporaliśmy i jakiś czas mieliśmy w domu pięknego, małego "haszczaka".
Prawda, że piękny "haszczak"? Wszyscy myśleli, że to rasowe szczenię :-)
Z czasem wygląd Zeemy zaczął się zmieniać....

Tak było - RAFA

Rafa została adoptowana z białogardzkiego schroniska pod koniec września 2014 roku.

Już przed przyjazdem do schroniska na 99% byłam pewna, że to ona wraca ze mną do domu.
Otrzymałam piękną, ale przestraszoną psinkę... Mimo to od razu zaprzyjaźniła się z naszą, wtedy dwuletnią, córką.

Na początku z dnia na dzień było coraz lepiej.
Nauczyła się chodzenia po trawie (wcześniej wolała chodzić po chodnikach i nawet załatwiać się na nich lub...na dywanie...).
Po jakimś tygodniu u nas dowiedzieliśmy się, że ma piękne, duże, sterczące uszka :) Po jakimś miesiącu usłyszeliśmy jak szczeka. A szczeka tylko w nocy, gdy ktoś kręci się po klatce. Po jakiś dwóch miesiącach odważyłam się spuścić ją ze smyczy - pięknie wraca słysząc swoje imię.

I to by było na tyle pozytywów...
Sunia miała duże problemy w kontaktach z innymi psami. Każde spotkanie z suczką czy szczeniakiem było bardzo stresujące. Rafa to psina średniej wielkości, ale waży 20 kg (choć nie wygląda), co sprawiało, że moje spacery z nią nie zawsze były bezpieczne: szarpanie, warczenie, wychodzenie z obroży a nawet szelek...

Nie raz na myśl przyszło oddane jej... ale jak oddać kogoś kto już kocha i jest kochany?
Jak odprowadzić do małego kojca psa, który na każdym kroku (gdy nie broni) dziękuje całym sobą za okazane mu serce?
I tak mimo przeciwności, których niestety z dniach na dzień zaczęło przybywać, Rafa jednak została z nami.
Największe problemy z którymi musieliśmy się na co dzień zmagać to: załatwianie się w domu, wzmagająca się "agresja" do innych psów, rozszarpywanie wszystkiego co tylko można pod naszą nieobecność i strach... strach przed podniesioną ręką,  niesioną gazetą, każdym głośniejszym dźwiękiem :-(

Czy po roku i ośmiu miesiącach coś się zmieniło? O tym już niedługo :-)

Na zdjęciu Rafa jeszcze w schronisku

Sunie z odzysku to my

Cześć.
To o właśnie nas Pańcia będzie tutaj skrobać. Dwie sunie z odzysku... niby podobne do jakiś ras a jednak nazywają nas kundelkami, ale za to jakimi :-)
Jesteśmy całkiem inne, i z wyglądu i z charakteru. Mamy duuużą rodzinę: my dwie, dwa kocury, nasza pańcia i pan, mała (prawie czteroletnia) księżniczka a może bardziej piratka i... mówią nam, że niedługo będzie ktoś jeszcze... Nie rozumiemy o kim mowa, ale faktycznie coś tam "pływa" w brzuszku pańci :-)
To tyle w wieeelkiem skrócie. Niedługo opiszemy się dokładniej i pomalutku przybliżymy Wam nasze początki.

Rafa i Zeema "SUNIE Z ODZYSKU"